Mam wielką nadzieję, że ten tytuł jeszcze kogoś gorszy. Mnie gorszy. Więcej. Przeraża i przytłacza.
Ale poddawanie w wątpliwość prawa niepełnosprawnych i chorych do życia jest faktem.
Prawo do życia jest podważanie i stawianie – nie na równi, a niżej od szeregu zwykłych, codziennych, konsumpcyjnych potrzeb.
I odbierane jest nie tylko niepełnosprawnym.
Wystarczy podejrzenie.
Podejrzenie, że może zaistnieć choroba lub niepełnosprawność.
Co więcej – nikt nie odpowiada za „błąd”, „omyłkę”, czy też jakąkolwiek inną przyczynę „nie sprawdzenia się podejrzenia” ciężkiej choroby lub kalectwa…
Czy ktoś z Państwa zna rodziców, których osoba na stanowisku lekarza zachęcała, namawiała, proponowała zabicie swojego dziecka?
Jak wiele matek i ojców było straszonych, że sobie nie poradzą, że będzie ciężko, że „najlepszym wyjściem” jest „aborcja”?
Czy ktoś zna rodziców, którzy nie poddali się temu wzbudzanemu lękowi i – z dowolnych powodów odmówili – zgody na zabicie, a ich dziecko urodziło się zdrowe?
Ja znam osobiście trzy takie przypadki.
Co by się stało, gdyby spowodowano śmierć?
Czy ktoś płaci zadośćuczynienia rodzicom, którzy przeszli traumę zastraszania i namawiania do zabicia ich własnego dziecka?
Czy ktoś sprawdza, po dokonaniu aborcji, czy u dzieci, abortowanych (co za okropne słowo) z powodu podejrzenia choroby lub niepełnosprawności rzeczywiście taka choroba/ niepełnosprawność wystąpiła? Czy da się to sprawdzić?
Podobno 22 października Trybunał Konstytucyjny ma zdecydować, czy mamy prawo żyć…
Czy niepełnosprawni mają prawo do życia?